Któż z nas, rodziców, nie słyszał od „życzliwych” cioci i babć „Nie noś, bo rozpuścisz”, „Nakarm i odłóż”, „Dziecko powinno umieć samo zasypiać”, „Dziecko ma spać w swoim łóżeczku” albo dobrotliwe „Moje dzieci wypiły kaszkę wieczorem i
przesypiały całą noc”?
Ileż razy to słyszałam!
W pamięci utkwiły mi zwłaszcza słowa krytyki męża koleżanki,
który widząc jak śpiewami i tulę do snu
mojego pierwszego synka, z
zadowoleniem sprzedał mi receptę na nauczenie dzieci „samodzielności”. Jego
metoda była prosta. Niech się wypłacze, przecież nie dzieje mu się nic złego, jest przebrany i nakarmiony. Miałam przeczekać
płacz syna, bo prędzej czy później nauczy się samodzielnie zasypiać, a ja będę
miała święty spokój. Nie miałam pod ręką żadnych argumentów prócz: „To okrutne!” i „Matka najlepiej wie, co dla jej dziecka jest najlepsze.”, a więc moje metody szybko zostały okrzyknięte
mianem niekompetentnych i potwierdzających moją słabość, bo przecież moje
dziecko ciągle chce być przy mnie, nie leży samo w łóżeczku, nie zasypia samo
ect. Kolega był doświadczony, uczył owej samodzielności już trzecie swoje
dziecko, tak więc ja, świeżo upieczona
matka, po kolejnej nieprzespanej nocy i męczącym dniu spędzonym na noszeniu,
bujaniu i przytulaniu dziecka, postanowiłam wypróbować metodę znaną jako „3-5-7”.
Efekt? Wytrzymałam tylko pierwsze 3 minuty, nie wiem nawet
czy całe. Później płakałam razem z synkiem. Był przestraszony, nie wiedział co
się dzieje, wtulił się we mnie i… tyle. Potrzebował tylko przytulenia, bliskości,
bezpieczeństwa. Dlaczego próbowałam go tego pozbawić?
Przekonanie, że najedzone dziecko powinno samo grzecznie leżeć w
łóżeczku, to nowoczesny wymysł zachodniej cywilizacji. Istnieją badania
wykazujące, że już w 14 tygodniu ciąży, dziecko wykonuje ruchy, które mogą być
kontrolowane przez móżdżek. Jego dynamiczny rozwój wpływa na zdolność
wyczuwania swojego ciała w przestrzeni. Przez cały czas trwania ciąży, dziecko „fikające”
w wodach płodowych matki, nabywa umiejętności, które odtwarzać będzie po
urodzeniu. Maleństwo korzysta z aktywności matki – będąc małe może się obracać,
w późniejszych tygodniach kołysać. Dlatego tak ważne jest to, czy matka
prowadzi aktywny tryb życia. Po urodzeniu, w warunkach grawitacji, niemowlę nie
panuje nad własnym ciałem, nie może samodzielnie się poruszać, więc korzysta z
ruchów matki, zapewniając sobie odpowiednią ilość ćwiczeń. Rozwój
intelektualny dziecka poprzedzony jest rozwojem ruchowym, który kształtuje się właśnie
podczas noszenia i bujania dzieci.
Zmysł orientacji jest wówczas stale pobudzany, dziecko umacnia mięśnie
posturalne, zyskuje świadomość własnego
ciała oraz rozwija zdolność umiejscowienia swojego ciała w przestrzeni. To
krok milowy w procesie kształtowania wyobraźni przestrzennej!
Obaj moi synowie często budzili się w
nocy(młodszy będzie to robił jeszcze dłuuugooo), potrzebowali nie tyle mleka,
choć w okresie niemowlęcym mózg dziecka
rozwija się bardzo szybko i potrzebuje dużych ilości składników występujących w
mleku matki, co bliskości i dźwięku bijącego serca, które towarzyszyło im
przez 9 miesięcy ciąży. Dzieci od poczęcia są bujane, to ich naturalne środowisko,
przyzwyczajają się do tego. Tulenie natomiast rozwija więź między matką a
dzieckiem. Korzyści są obopólne. Matka, będąc zmęczona opieką nad swoją pociechą
czy kolejną nieprzespaną nocą, odkrywa w sobie pokłady miłości i ciepła,
o których istnieniu nie miała dotąd pojęcia. Dziecko rozwija się emocjonalnie, gdyż jego potrzeba bliskości i ciepła
została zaspokojona.
W ostatnim czasie krytykuje się
również zwracanie uwagi na płaczące dzieci. Nie wolno brać ich na ręce i dawać
im tego, o co proszą. Według osób promujących ten pogląd, dziecko manipuluje
rodzicem, wymuszając zaspokojenie swoich zachcianek. Które niemowlę to potrafi?
Dzieci i niemowlęta nie są wstanie opanować swoich emocji, błaha z pozoru
sprawa w oczach dziecka może urosnąć do rangi wielkiego i nie do
rozwiązania problemu. Bliskość rodziców wpływa na te emocje, koi je. Dziecko, którego rodzic zareagował na płacz,
czuje się bezpieczne, gdyż jego potrzeby, w tym potrzeba bezpieczeństwa,
zostały zaspokojone. Owa bliskość procentuje gdy dzieci są starsze. „Podglądając” dzieci zauważyć można mniejsze
uzależnione od matek i większą pewność siebie. Dzieci są mniej lękliwe i chętniej
zgłębiają otoczenie.
Rodzicielstwo powinno być zarówno dla rodziców jaki i dla dzieci czymś
przyjemnym. A nawet jeśli pojawiają się problemy, to przechodzi się przez
nie razem. Noszenie i tulenie dzieci
wpływa na ich rozwój fizyczny, emocjonalny i społeczny. Więc tulmy je. Nośmy.
Kochajmy.